Mimo zapewnień wszystkich dookoła, że to się nie uda, bo będzie padać…..udało się !!! Ranek 19 kwietnia chłodny, chociaż bez deszczu zachęcił niezbyt dużą grupkę 8 osób do udania się na dworzec kolejowy. Potem było już tylko lepiej, dostałam telefony z zapytaniem, jak u nas….no i żałowali. Cóż, za późno. Podróż do znanej już nam Bielawy Zachodniej upłynęła błyskawicznie.
Rozpoczęłam od wędrówki do Art–Cafe mijając po drodze plac z pomnikiem sowy zamiast ratusza . Zgodnie z obietnicą w kawiarni czekały na nas solidne porcje świeżutkiego ciasta „z szykanami”. Następnie pomału, bez żadnego tym razem pośpiechu, przemieszczałyśmy się przez Bielawę spoglądając to na „Pałac Bielawa”, to kościół w Górnej Bielawie….Wreszcie skierowałyśmy się w stronę Góry Parkowej. Widok za miastem był prawdziwie wiosenny.
Wiedząc, że wejście na górę i piknik będzie, niestety niemożliwy, wracałyśmy powoli do miasta. Wielodniowe deszcze spowodowały spore błoto na zboczach, do tego doszła wycinka drzew, które ściągano powodując głębokie koleiny.
W zamian za to znalazłyśmy przypadkowo sklep „ Wino i sery”, gdzie przemiła pani na nasz widok natychmiast rozpoczęła krojenie serów do skosztowania i nie zapomniała o testowaniu wina. Nie muszę chyba zapewniać, że wszystkie wyszłyśmy z serami.
Zamiast piknikować w błocie zwiedziłyśmy małe, ale bogate w eksponaty muzeum, które czeka na przeprowadzkę do remontowanej kolejnej części słynnego bielawskiego „Inkubatora”, znanego nam z innej wycieczki. Przymiarki do starych ławek szkolnych były świetną zabawą. Kolekcja sów i sówek , które kojarzą się z Górami Sowimi zachwyciła wszystkich, podobnie jak niezwykle serdeczni i pomocni pracownicy muzeum.
Na zakończenie ruszyłyśmy na poszukiwanie czegoś „na ząb”. Niedaleko stacji końcowej przyzwoity „Rabarbar” zadowolił wszystkich, co widać na fotkach.
Wracając stwierdziłyśmy, że każda wycieczka, zarówno ambitna w programie , a także lekka, łatwa i przyjemna sprawia wiele radości.
Majka