W środku zimy 24 lutego zorganizowałam wycieczkę do Bielawy.
Jak zwykle wcześniej większość się dziwiła, co można zobaczyć w Bielawie. Ciągle słyszę przy kolejnych wycieczkach : “przecież tam nic nie ma “. Jednak ci, którzy jeżdżą razem ze mną na wycieczki już wiedzą, że w każdej miejscowości jest coś wspaniałego do odkrycia. Nie ukrywam, że tym razem musiałam się szczególnie napracować, żeby wszystko zorganizować i “zgrać”. Dwukrotnie byłam osobiście w paru miejscach w Bielawie przed wycieczką… Ale opłacało się, program był dopięty !
Najbardziej bałam się protestów, że nie ma kawy na początku !!! Zostało mi to wybaczone, kolejność miejsc odwiedzanych była taka, że warto było poczekać na kawę z ciastkiem w “Pałacu Bielawa” .
Mimo dżdżystego poranku na wycieczkę wybrało się 14 osób i już o 7.30 szynobus wiózł nas do celu.Nagroda czekała na nas bardzo szybko….już po 9.00 wyjrzało słońce i do końca pogoda była sprzyjająca.
Zaczęłyśmy od najstarszego zabytku, tzw. pałacu Sandreckich ( wcześniej dworu Seidlitzów z XVI w. ). Na fotkach widać, że dwór jest w opłakanym stanie, żal patrzeć. Za to kościół p.w. Wniebowzięcia NMP i jego wieża, na którą większość się wspięła nas nie zawiodły; podobnie pani z Info turystycznego też nas zaskoczyła, przygotowała zestawy ulotek turystycznych dla każdego.
Dalej było coraz ciekawiej, rynek z pomnikiem sowy i “Pałac Bielawa” – hotel ze SPA…co ciekawe, wciąż możliwe jest jego zwiedzanie mimo komercyjnego charakteru. Sala balowa w stanie praktycznie nienaruszonym od powstania budynku, willi Dierigów ( właścicieli zakładów włókienniczych od końca XVIII wieku ) oczarowała nas zupełnie.
Tu wreszcie wypiłyśmy długo wyczekiwaną kawę.
Zostały jeszcze wrażenia i emocje związane z Art – Inkubatorem, ośrodkiem wielu działań kulturalnych na miejscu dawnych budynków zakładu Bielbaw.
Pan mgr Robert Letniowski, dobra dusza obiektu, niezwykle zaangażowany w swoją pracę nie mógł się od nas opędzić….tyle było pytań.
Polecamy wyprawę do Bielawy i wzięcie udziału w jednej z niezliczonych imprez w obiekcie.
Na koniec jeszcze czekała nas przygoda w placówce muzealnej, gdzie każdy mógł znaleźć przedmioty ze swojego dzieciństwa, a najbardziej zauroczył mnie zbiór kilkudziesięciu sówek, co można obejrzeć na zdjęciu.
Jasne, że były pierożki…a najbardziej wytrwali zdążyli jeszcze zwiedzić kilka ważnych miejsc w Dzierżoniowie przed odjazdem pociągu.
Polecam następne wycieczki
Majka