25 maja został wybrany na organizację II Wiosennego Rajdu ŚUTW. To była bardzo dobra data. Tym razem organizatorka (pani kierowniczka), czyli nasza kochana Marysia Jaksz zaprosiła nas na Ślężę.
Z ponad 40 osób zapisanych, na miejsce zbiórki przyszło ostatecznie 35 osób. Mniej, ale za to jakich!!! Podobnie jak w ubiegłym roku (Wielka Sowa) całe towarzystwo było właściwie zaopatrzone. Oczywiście nie mówię tu o kijkach (bo to nie moja bajka), ale o niesamowitej energii i emanującej jak wulkan, wyrażonej w pięknych uśmiechach, pogodzie ducha. Każdy też miał ze sobą coś do jedzonka i picie (tzn. coś do picia, bo picie nieprzyszły), a ja oprócz tego jeszcze obowiązkowo gitarę, duży i ciężki śpiewnik, no i oczyście aparat fotograficzny.
Zarówno w drodze na szczyt, jak i z powrotem, rajdowicze szli w różnych tempach i w różnych osobowych konstelacjach. I o to właśnie chodzi!. Bez pośpiechu, bez ścigania się, ale z radością. Niestety pogoda nie sprzyjała paleniu ogniska. Było bardzo mgliście, niezbyt ciepło, a przede wszystkim brak suchego drewna. Zostało więc nam schronisko. Ale dla słuchaczy Świdnickiego UTW to żaden problem. W schronisku, dla samych siebie nawzajem, ale i dla innych turystów, daliśmy niesamowicie fajny koncert przy akompaniamencie gitary. Wszyscy, ale to absolutnie wszyscy śpiewali cudownie. Śpiew naprawdę łączy ludzi i wyzwala w nich same piękne emocje! Brawo! Dziękuję wszystkim za ten piękny, wspólny śpiew, za te piękne chwile. Dziękuję.
Na początku napisałem, że 25 maja to był badzo dobry wybór daty. Ktoś mógłby powiedzieć, że gdyby kiedy indziej, to może by pogoda… może ognisko, a może to… a może tamto. A ja uważam, że zawsze jest dobry czas na aktywność, na ruszenie tyłka z domu, na spotkanie z fantastycznymi ludźmi, na wspólne śpiewanie i przeżywanie radosnych chwil. Mało tego, jestem absolutnie przekonany, że wszyscy uczestnicy rajdu również tak uważają. I tak trzymać!